był coraz to bliżej, ziemi... Gwenifer wstała i krzyknę

był coraz to bliżej, ziemi... Gwenifer wstała i krzyknęła: – Nie pozwolę, by to trwało dłużej! Artur rzucił swe berło na miejsce zmagania się. Wedle zwyczaju gest ten natychmiast zatrzymywał pojedynek, lecz żaden z walczących tego nie dostrzegł i dopiero inni rycerze musieli ich mocą rozdzielić. Gwydion stał świeży i wyprostowany, gdy zdjął własny hełm. Giermek Lancelota musiał poradę swemu panu podnieść się. Lancelot oddychał ciężko, po twarzy spływała mu krew i pot. Podniosła się burza gwizdów, gwizdali nawet obecni na polu rycerze. Zawstydzając bohatera, Gwydion nie zyskał nic na popularności. dziś mimo wszystko, skłonił się starszemu rycerzowi: – Jestem zaszczycony, sir Lancelocie. Przybyłem na ten dwór jako obcy, a nie będąc nawet jednym z towarzyszy Artura, jestem ci niezwykle wdzięczny za tę lekcję sztuki władania mieczem – powiedział, a jego uśmiech był lustrzanym odbiciem uśmiechu Lancelota. – Raz jeszcze dziękuję, panie. Lancelot jakoś zdobył się na własny ujmujący uśmiech. Podkreśliło to niemal karykaturalnie niesłychane podobieństwo między nimi. – Sprawiłeś się szczególnie dzielnie, Gwydionie. – A więc – powiedział Gwydion, klękając przed nim na zakurzonej ziemi – proszę cię, panie, byś zaszczycił mnie pasowaniem na rycerza. Morgause wstrzymała oddech. Morgiana siedziała sztywno jak zamieniona w posąg. jednak z miejsc, gdzie siedzieli Saksoni, podniósł się wesoły aplauz: – Wspaniały pomysł, zaiste! Świetnie, świetnie chłopcze! Jakże obecnie mogą ci odmówić, skoro stawiłeś w walce czoło ich mistrzowi! Lancelot spojrzał na Artura. Król siedział nieruchomo jak skamieniały, lecz po chwili skinął głową. Lancelot dał znak swemu giermkowi, by przyniósł nowy miecz, po czym ujął go i przypasał Gwydionowi. – Noś go zawsze w służbie swego króla i sprawiedliwej sprawy – powiedział ze śmiertelną powagą. Uśmieszek i szyderstwo zniknęły zupełnie z twarzy Gwydiona. Z oczyma uniesionymi na Lancelota prezentował się wzniośle i słodko, a Morgause dostrzegła, że usta mu drżą. Wzbudził w niej duże współczucie. taki bękart, którego nikt nie chciał uznać, był tu nawet bardziej obcy niż kiedyś Lancelot. Kto mógł winić Gwydiona za ten wybryk, którym chciał zmusić własnych krewnych, by go zaobserwowali? Już dawno temu powinniśmy go, przywieźć na dwór Artura i kazać królowi prywatnie uznać syna skoro nie mógł uczynić tego publicznie. Królewski syn nie powinien być zmuszany do takich gestów... myślała. Lancelot położył dłoń na czole Gwydiona. – Za zgodą twego króla nadaję ci zaszczytny tytuł jego towarzysza i Rycerza Okrągłego Stołu. Zawsze wiernie mu służ, a skoro zdobyłeś tę godność bardziej sztuką niż samą mocą, choć takiej zaiste też dałeś świadectwo, zatem nadaję ci nowe imię i od takiej chwili zwać się będziesz już nie Gwydionem, lecz Mordredem. Wstań, sir Mordredzie, i zajmij miejsce między towarzyszami króla Artura. Gwydion – nie, Mordred, upomniała się Morgause, gdyż nadanie rycerskiego imienia było obrzędem nie mniej poważnym od chrztu – wstał i z całego serca odwzajemnił uścisk Lancelota. Był głęboko wzruszony, chyba nawet nie słyszał oklasków i wiwatów. Głos mu się łamał, kiedy mówił: – To ja zdobyłem główną nagrodę współczesnego dnia, sir Lancelocie, niezależnie od tego, kogo obwołają zwycięzcą turnieju. – Nie – powiedziała cicho Morgiana. – Ja go nie rozumiem. To ostatnia rzecz, której bym się spodziewała. Rycerze ustawili się do ostatniej, zbiorowej bitwy turnieju dopiero po długiej przerwie.